sobota, 6 marca 2010

Sobota wieczór w DeFabrique, czyli bawimy się alternatywnie

Nie chciało się nosić teczki, trza wkręcać śrubeczki.
Trza robić. Targety wyrabiać.

Monotonia to chyba najgorsza strona tej roboty. Człowiek stoi przez 8 do 10 godzin w jednym miejscu i wykonuje tę samą czynność. Czasem jest to wkładanie twardego dysku do komputera, czasem składanie pudełka a jeszcze innym naklejanie symboli procków. Oczywiście stanowisk jest tu wiele, ponieważ, by proces przebiegał bez zakłóceń, potrzeba dużo rąk do pracy.

Generalnie "się stoi". Spece z BHP twierdzą, że jest to mniej męczące, poza tym stoi się na "macie relaksacyjnej". Nie wiem czy taka mata relaksuje - ja osobiście wolę relaks w innym wydaniu. Poza tym nikt mi nie wmówi, że jeżeli będę stał 8 godzin to się zmęczę mniej, niż gdybym siedział. Ale może się nie znam.

Przerwy... Owszem są. Są dwie. Jedna 10 druga 20 minutowa. Tak więc trzeba jeść szybko. Czasem samo stanie w kolejce do kasy zajmuje cały ten czas, ale takie prawo pracy. Nic się na to nie poradzi.

I po co ja o tym wszystkim piszę? Przecież nie nikt nikogo nie zmusza do pracy w tego typu zakładzie. Przecież ludzie chcą tu pracować. Są zadowoleni, mogą zarobić i dorobić zostając na nadgodzinach. Że praca zmianowa? I co z tego... Za komuny też się pracowało na dwie zmiany i nikt mordy nie darł. A firma zapewnia przecież autobusy kiedy trzeba wracać po nocach. A rotacje pracowników, rozdzielone weekendy (na przykład w wolne w niedzielę i środę), zmęcznie, marne szanse na awans dla wszytskich... to tylko detale. W każdej korporacji ktoś musi być tym najmniejszym trybikiem w maszynie.

No więc po co? Chyba po to by udowodnić sobie, że pomimo mojego ciągłego narzekania, jak to mi źle na świecie, jest robota gorsza od mojej. Ja jestem "ten z biura".














































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz