sobota, 25 września 2010

Piotrkowska, qrva...

Piotrkowska, śródmieście.


Ulica, uważana za reprezentacyjne miejsce Łodzi. Kiedyś myślałem, że rzeczywiście nie ma lepszego miejsca do spędzania wolnego czasu wieczorami.

Dzisiaj jakoś nie widzę w niej nic szczególnego. Ot, dużo sklepów (chociaż wiele się zamyka) i lokali, szumnie nazywanych pub'ami (chociaż ci co byli na wyspach wiedzą, że z pubem to ma tyle wspólnego co ja ze sportem). Poza tym syf i brud.

Generalnie Piotrkowska jest ładna tylko z zewnątrz. Niektóre kamienice zostały odrestaurowane i odmalowane. Jednak syf pozostał w środku. Z co drugiej bramy wyziewają opary moczu i innych wydzielin. Łódzkie mordy  trwają dzielnie na posterunku.

Piotrkowska umiera, od czasu gdy pojawiła się Manufaktura, która odebrała jej klientów i przyciągnęła turystów. Nad przyszłością tej ulicy nie zamierzam się jednak zastanawiać, gdyż robi to już armia specjalistów, powołanych przez miasto. To oni biorą kupę kasy za to by dojść do wniosku, że światowe metropolie nie zezwalają na zamieszkiwanie reprezentacyjnego centrum miasta przez żuli i patologię.
A w Łodzi tak właśnie jest - z jednej strony odnowiona kamienica, gdzie mieszczą się biura prawników a tuż obok meliny, gdzie dzieci trzyma się w beczkach po kapuście.

Tylko co z tym zrobić? Wyburzyć i zaorać? Meneli nie płacących czynszu przepędzić na przedmieścia (na przykład na moje osiedle)? A może poranny nalot dywanowy  (z napalmem, a jakże, bo najlepiej pachnie o poranku...).

Zapewne niektórzy powiedzą, że przesadzam, że nie jestem lokalnym patriotą. Owszem nie jestem, chociaż jeszcze wierzę, że to miasto ma potencjał być fajnym miejscem do życia. Ale jeszcze nie teraz. Za dwadzieścia lat może się coś zmieni. A mi się już znudziło czekanie.















































































czwartek, 23 września 2010

Pogrzeb Pana Kazimierza.

Pogrzeb Pana Kazimierza.
Nie wiem kim był Pan Kazimierz.

Mogę robić ślubniaki to i na pogrzebowe się pisze.
Światło lepsze niż podczas wesela.




















































wtorek, 21 września 2010

Temat zastępczy

Gdzie jest krzyż?!
Gdzie jest krzyż?!
Gdzie jest krzyż?!
Gdzie jest krzyż?!
Gdzie jest krzyż?!


Boli mnie już w krzyżu od tego syfu...





































środa, 15 września 2010

Upadek




















Jesień idzie, rady na to nie ma. Wszystkie piękne plany zmian w naszym życiu, które tak pięknie poukładaliśmy sobie, leżąc na plażach podczas urlopu, najzwyczajniej w świecie poszły się j…ć.


Wizje podjęcia nowej pracy, skończenia studiów, nauki języka, pobiegania, złapania formy, zostały brutalnie zmiażdżone przez szarą rzeczywistość i rutynę. Wystarczył jeden tydzień chodzenia do pracy na szóstą, jeden tydzień brzydkiej pogody, jeden tydzień wieści z Rzeczpospolitej Krzyżowej i już się nic nie chce robić po powrocie z tyry (bo jak inaczej można nazwać to miejsce, do którego chodzić musimy chociaż wcale nie mamy ochoty?).

Jesień idzie, rady na to nie ma.

niedziela, 12 września 2010

Mirosław.




Mirosław to kolega z pracy.
Nie pije, w przeciwieństwie do mnie.
W sumie to nie mam dzisiaj nic więcej do powiedzenia.

środa, 8 września 2010

Rotofobia, czyli: Gdybym miał pistolet…




Po raz pierwszy widziałem ich na Vena Music Festival w Łodzi. Wrażenie pozytywne zrobili na mnie po tym jak totalnie olali beznadziejnych prowadzących, czyli Sławomira „Słonia” Maciasa i Roberta Gadowskiego. Nie twierdzę, że nie lubię tych dwóch panów, ale konkursową część tego festiwalu prowadzili co najmniej żenująco. Panowie z Rotofobii, instalując się na scenie, zachowywali się tak, jak gdyby byli sami, nie reagując na ich słowne… nie wiem jak to nazwać… zaczepki? Przekomarzania się? Żarciki? Whatevaaa… po prostu podłączyli sprzęt i zagrali swój sztandarowy numer „10 piętro” po czym zeszli nie mówiąc „dowidzeniadomiłegousłyszenia”.

Z początku myślałem, że chłopakom się trochę w dupach poprzewracało, że niedoszła sława uderzyła im do głowy. Lecz teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, uważam, że zachowali się całkiem pro. Bez sztucznych uśmieszków i suszenia zębów.

Cóż to jest ta Rotofobia? Ano zespół rockowy, który określić można jako alternatywny. Pochodzą z Warszawy, jednak ich brzmienia nie określiłbym jako typowego dla stolicy nijakiego nurtu pseudo-indie. Rotofobia ma klimat, bardziej przypominający mi brytyjskie zespoły post-new-wave’owe. Jest mroczna gitarka, bez metalowych riff’ów, jest klawisz, tłusty, mocno analogowy i jest dobra sekcja rytmiczna. Ponieważ jestem fanem głównie zagranicznych zespołów nie do końca pasuje mi wokal (jego barwa i maniera), ale po kilkuminutowym okresie oswajania się z muzyką RF przymykam na to oko. Teksty chyba również nie są najmocniejszą stroną tej grupy ale być może nie znam się, lub muzycy traktują je po prostu jako zabawę słowem, która nie ma żadnych ukrytych przesłań.

Najważniejsze jest to, że Rotofobia jest pierwszym bandem w PL, który czuje muzyczny klimat, który ja czuję. Nie wiem czy inspiracje czerpią z Joy Division, Editors czy Bloc Party ale wiem, że fani tychże kapel odnajdą coś dla siebie w muzyce RF. Ich utwory do wesołych raczej nie należą, ale też nie zanudzają sztuczną depresyjnością a co najważniejsze są dobrze zaaranżowane i zagrane. Chłopaki eksperymentują mocno z elektroniką i nie obce im są wpływy „muzyki klubowej” (cokolwiek by oznaczał ten kretyński termin).

Niestety zespół nie wydał jeszcze oficjalnie żadnego albumu i jak zwykle jest totalnie ignorowany przez wielkie media (za wyjątkiem radiowej „Trójki” i Radio Euro). A szkoda, bo moim skromnym zdaniem, powinni być promowani bardziej niż poznańskie Muchy, które są nudne jak flaki z olejem.

Dokonania artystyczne Rotofobii można śledzić na majspejsie oraz w jutjubuie (polecam wyszukać koncert studyjny w Radio Euro – lepiej niż New Order w BBC;).

A fotka na górze to wokalista/gitarzysta (Sebastian) podczas wspomnianej wcześniej „Veny”.

czwartek, 2 września 2010

Jarek, pierdolisz.

Obserwując ten cały cyrk (mowa o obchodach Porozumień Sierpniowych"), chciałbym całą tę sytuację opisać humorystycznie. Żartobliwie.

Znalazłem w sieci taki oto filmik. Powstał podobno tydzień przed obchodami. Może Jarek obejrzał i uwierzył?

Jarek, wielki prekursor zmian.

środa, 1 września 2010

Ostatni Dzień Lata

To jeszcze nie jest ostatni dzień lata, ale 1 września zawsze kojarzy mi się z końcem.
Podobno  była wtedy ładna pogoda. Nie padało.
Ciekawe co czuli ludzie, którzy wstawali na szóstą do pracy. Nie mogli sprawdzić najnowszych doniesień na Onecie.
Ciekawe czy odprowadzili dzieci do przedszkola.
Ciekawe jakie mieli plany na weekend.