wtorek, 30 marca 2010

Warszafka Płonie

A właściwie to płonę ja bo po wizycie w Warszawce jestem zajebiście chory. Widocznie przewiało mnie gdy postanowiłem się ciut powłóczyć.

Cieszy mnie fakt iż do stolicy, z naszego urokliwego miasta Łodzi, się podróżuje godzinę szybciej niż dwa lata temu, kiedy dojeżdżałem codziennie do pracy. Teraz pociąg, obrazowo mówiąc" cały czas zapierdziela a nie tylko na pewnych odcinkach.

Centralny jest jednak cały czas Centralnym. Starym, dobrym Centralnym. Wyjeżdżając schodami ruchomymi z peronu do podziemi, na których roi się od punktów handlowo-gastronomicznych, uderzył mnie znajomy zapach wymieszanej kuchni chińsko-zapiekankowo-kebabowo-macdonaldowo-pączkowej. No i powitały mnie te szemrane mordki żulików, którzy na Centralnym spędzają cały swój wolny czas (czyt: całe życie). Że im się tam nie nudzi? Ale umówmy się, że Centralny nie jest najtragiczniejszym polskim dworcem. Fabryczny jest równie obleśny i zżulały (całe szczęście, będzie już niedługo zrównany z ziemią a następnie pod nią przeniesiony).

A teraz idziemy pod pałacyk. Ktoś go zburzyć chciał ostatnio, ale wczoraj jeszcze stał, więc postanowiłem cyknąć go spod spodu, wysilając się na jakąś oryginalność.

Lubię PKiN. Wygląda topornie, brudnie i wyjątkowo socrealistycznie, ale ma swój urok. Te monumentalne rzeźby-posągi, które umieszczone są przy jego podstawie całkiem zawodowo pozują przed obiektywem. Chciałbym kiedyś dostać się do środka. Oczywiście nie mam na myśli kupna biletu i wjechania windą na 40 piętro, a raczej pobuszowanie z aparatem po starych i opuszczonych pomieszczeniach, których podobno jest tam od groma. Może kiedyś.

PS. Mała edycja się dokonała: zamieniłem kolorek na BW.

















































środa, 24 marca 2010

Hotel Gołębiewski

Włócząc się po łódzkim Księżym Młynie z aparatem, staram się szukać ludzi. Bo tak naprawdę to ludzi lubię fotografować najbardziej. Jednak Księży Młyn to takie miejsce gdzie nie zawsze mamy pewność, że osobie napotkanej spodoba się, ż kotś obcy kręci się po podwórku. Pal licho emerytki, które straszą mnie policją i podaniem do sądu za cykanie im fotek. Gorzej, gdy pojawi się wnusio takowej emerytki, na przykład misiaczek w dresiku, z wygoloną banią, żądny paru złotych, lub po prostu będący miłosnikiem dawania w ryja.
Ale, ale.... nie zrzędźmy. Księży Młyn ma swój urok i klimacik, który mi się zajebiście podoba. A na dowód tego prezentuję fotkę spotkanego przez mnie (umownie nazwanego) Pana Mietka aka Pana Gospodarza.

W pierwszy, wiosenny dzień usiadł sobie na swojej ławeczce, zapalił petka i przewietrzył gołębie (wiem, że brzmi to dziwnie....;). Totalny lajcik... I nie darł mordy, że nie wolno robić zdjęć, żebym spier..., za to zaprosił do fotografowania i obejrzenia jego hodowli.

Szacun dla Pana Gospodarza!


wtorek, 23 marca 2010

TREEHOUSE of HORROR

Experymenta streetowo-archtektoniczne.

Księży Młyn widziany przez LensBaby oraz Tamrona. 

Tak. Są nieostre. Mają być nieostre.

Dziękuję za uwagę.





























































































































niedziela, 7 marca 2010

BloodFlowers

Z okazji Dnia Kobiet tulipany.

Nie lubię i nie umiem focić kwiatów.


-----


A teraz anegdota, opowiedziana przez ziomala z pracy:
Pewien starszy profesor akademicki, kawaler, zaciekły wróg kobiet - ogólnie mówiąc: stary pierdziel, przyszedł jak co dzień do pracy.
Było akurat wspomniane wcześniej święto kobiet, więc na korytarzach można było wyczuć klimat "luźno-goździkowy". Tu jakaś kawka, tam jakieś ciasto, życzenia, uprzejmości. Nasz bohater oczywiście nie wiedział co to za okazja, więc po wejściu do swojego pokoju zapytał z wyrzutem: 
- Co tu się dzieje?
Jedna z obecnych pań odpowiedziała: 
- Ależ panie profesorze! Dzisiaj mamy dzień kobiet!
Staruszek zmarszczył czoło, skrzywił się i rzekł:
-Dzień kobiet?!?! Phi! dzień kota... dzień psa....






































sobota, 6 marca 2010

Sobota wieczór w DeFabrique, czyli bawimy się alternatywnie

Nie chciało się nosić teczki, trza wkręcać śrubeczki.
Trza robić. Targety wyrabiać.

Monotonia to chyba najgorsza strona tej roboty. Człowiek stoi przez 8 do 10 godzin w jednym miejscu i wykonuje tę samą czynność. Czasem jest to wkładanie twardego dysku do komputera, czasem składanie pudełka a jeszcze innym naklejanie symboli procków. Oczywiście stanowisk jest tu wiele, ponieważ, by proces przebiegał bez zakłóceń, potrzeba dużo rąk do pracy.

Generalnie "się stoi". Spece z BHP twierdzą, że jest to mniej męczące, poza tym stoi się na "macie relaksacyjnej". Nie wiem czy taka mata relaksuje - ja osobiście wolę relaks w innym wydaniu. Poza tym nikt mi nie wmówi, że jeżeli będę stał 8 godzin to się zmęczę mniej, niż gdybym siedział. Ale może się nie znam.

Przerwy... Owszem są. Są dwie. Jedna 10 druga 20 minutowa. Tak więc trzeba jeść szybko. Czasem samo stanie w kolejce do kasy zajmuje cały ten czas, ale takie prawo pracy. Nic się na to nie poradzi.

I po co ja o tym wszystkim piszę? Przecież nie nikt nikogo nie zmusza do pracy w tego typu zakładzie. Przecież ludzie chcą tu pracować. Są zadowoleni, mogą zarobić i dorobić zostając na nadgodzinach. Że praca zmianowa? I co z tego... Za komuny też się pracowało na dwie zmiany i nikt mordy nie darł. A firma zapewnia przecież autobusy kiedy trzeba wracać po nocach. A rotacje pracowników, rozdzielone weekendy (na przykład w wolne w niedzielę i środę), zmęcznie, marne szanse na awans dla wszytskich... to tylko detale. W każdej korporacji ktoś musi być tym najmniejszym trybikiem w maszynie.

No więc po co? Chyba po to by udowodnić sobie, że pomimo mojego ciągłego narzekania, jak to mi źle na świecie, jest robota gorsza od mojej. Ja jestem "ten z biura".














































































czwartek, 4 marca 2010

Zima Strikes Back!

Było już prawie wiosennie. O "prawie"  świadczył fakt, iż przywdziałem kierpce z trzema paskami a ciężką kurtałę zamieniłem na lasnową. Marzłem w tym jak cholera, ale świecące za oknem słońce powodowało, że mocno wierzyłem w nadejście wiosny.

Ale dupa. Znowu zimno, znowu mrozek. Znowu trzeba skrobać szyby w samochodach. Pewnie przez chwilę, ale właśnie z tej okazji dodałem kilka obrazków ze śniegiem, popełnionych miesiąc temu...