środa, 28 lipca 2010

21st Century Sucks


Już dawno nie chciało mi się tak bardzo. Nie mówię o zwykłej niechęci pójścia do pracy, gdy w poniedziałek rano o godzinie piątej dzwoni budzikotelefon.


Mnie po prostu skręca, jest mi niedobrze, gdy muszę pojawić się w biurze, wyjąć z szafki laptopa, uruchomić go, odczytać maile (z czego połowę mogę spokojnie wypierdolić do kosza, gdyż są już albo nieważne albo nie do mnie) a następnie zabrać się za robienie swoich raportów, których i tak pewnie nikt nie czyta.

I tak w kółko. Codziennie. Odliczanie czasu do śniadania, potem do przerwy obiadowej a w końcu do wyjścia. I taki misterny plan wdrażam w życie od poniedziałku do piątku by potem przesrać czas w weekend.

A gdzie moja kreatywność, moje zaangażowanie? Nie ma. Zdechły zabite przez rutynę.





Jutro idę na urlop. Okres, na który człowiek czeka przez cały rok. Są to marne dwa tygodnie, które pewnie migną niezauważalnie. Ale są. Bo gdyby ich nie było to bym chyba kogoś zamordował.