sobota, 25 września 2010

Piotrkowska, qrva...

Piotrkowska, śródmieście.


Ulica, uważana za reprezentacyjne miejsce Łodzi. Kiedyś myślałem, że rzeczywiście nie ma lepszego miejsca do spędzania wolnego czasu wieczorami.

Dzisiaj jakoś nie widzę w niej nic szczególnego. Ot, dużo sklepów (chociaż wiele się zamyka) i lokali, szumnie nazywanych pub'ami (chociaż ci co byli na wyspach wiedzą, że z pubem to ma tyle wspólnego co ja ze sportem). Poza tym syf i brud.

Generalnie Piotrkowska jest ładna tylko z zewnątrz. Niektóre kamienice zostały odrestaurowane i odmalowane. Jednak syf pozostał w środku. Z co drugiej bramy wyziewają opary moczu i innych wydzielin. Łódzkie mordy  trwają dzielnie na posterunku.

Piotrkowska umiera, od czasu gdy pojawiła się Manufaktura, która odebrała jej klientów i przyciągnęła turystów. Nad przyszłością tej ulicy nie zamierzam się jednak zastanawiać, gdyż robi to już armia specjalistów, powołanych przez miasto. To oni biorą kupę kasy za to by dojść do wniosku, że światowe metropolie nie zezwalają na zamieszkiwanie reprezentacyjnego centrum miasta przez żuli i patologię.
A w Łodzi tak właśnie jest - z jednej strony odnowiona kamienica, gdzie mieszczą się biura prawników a tuż obok meliny, gdzie dzieci trzyma się w beczkach po kapuście.

Tylko co z tym zrobić? Wyburzyć i zaorać? Meneli nie płacących czynszu przepędzić na przedmieścia (na przykład na moje osiedle)? A może poranny nalot dywanowy  (z napalmem, a jakże, bo najlepiej pachnie o poranku...).

Zapewne niektórzy powiedzą, że przesadzam, że nie jestem lokalnym patriotą. Owszem nie jestem, chociaż jeszcze wierzę, że to miasto ma potencjał być fajnym miejscem do życia. Ale jeszcze nie teraz. Za dwadzieścia lat może się coś zmieni. A mi się już znudziło czekanie.















































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz