niedziela, 22 sierpnia 2010

Szwedzko - ciąg dalszy. Liseberg.

Jednym z punktów programu naszego szwedzkiego wypadu był największy skandynawski lunapark - Liseberg w Geteborgu (piszę tak, gdyż nie wiem gdzie na tej cholernej klawiaturze jest o umlau... a tak w ogóle to powinno się czytać "Jetebori").

Wesołe miasteczko robiło wrażenie. Kilka wypasionych kolejek górskich (nie... nie jechalem, nie lubię puszczać pawia z góry), karuzele, zjeżdżalnie, samochodziki i milion różnych innych miejsc gdzie dzieciaki dostają szału.

Ja najlepiej wspominam wizytę w zamku strachów. Pominę porównania do łódzkiego wesołego miasteczka (bo było by to nie na miejscu). Tam po prostu człowiek może się nieźle bać. Jeżeli ktoś lubi interaktywne klimaty horrorowe, surrealistyczne wnętrza i koszmarne skojarzenia to będzie zadowolony z wydanych koron. Polecam!

W sumie samego miasta nie zobaczyliśmy gdyż po kilkugodzinnym lunaparkowaniu trzeba było wracać. Ale warto było - Majka (młodsza z moich pań) była zachwycona.Trzeba się tam będzie jeszcze kiedyś kopsnąć...






























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz