środa, 8 września 2010

Rotofobia, czyli: Gdybym miał pistolet…




Po raz pierwszy widziałem ich na Vena Music Festival w Łodzi. Wrażenie pozytywne zrobili na mnie po tym jak totalnie olali beznadziejnych prowadzących, czyli Sławomira „Słonia” Maciasa i Roberta Gadowskiego. Nie twierdzę, że nie lubię tych dwóch panów, ale konkursową część tego festiwalu prowadzili co najmniej żenująco. Panowie z Rotofobii, instalując się na scenie, zachowywali się tak, jak gdyby byli sami, nie reagując na ich słowne… nie wiem jak to nazwać… zaczepki? Przekomarzania się? Żarciki? Whatevaaa… po prostu podłączyli sprzęt i zagrali swój sztandarowy numer „10 piętro” po czym zeszli nie mówiąc „dowidzeniadomiłegousłyszenia”.

Z początku myślałem, że chłopakom się trochę w dupach poprzewracało, że niedoszła sława uderzyła im do głowy. Lecz teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, uważam, że zachowali się całkiem pro. Bez sztucznych uśmieszków i suszenia zębów.

Cóż to jest ta Rotofobia? Ano zespół rockowy, który określić można jako alternatywny. Pochodzą z Warszawy, jednak ich brzmienia nie określiłbym jako typowego dla stolicy nijakiego nurtu pseudo-indie. Rotofobia ma klimat, bardziej przypominający mi brytyjskie zespoły post-new-wave’owe. Jest mroczna gitarka, bez metalowych riff’ów, jest klawisz, tłusty, mocno analogowy i jest dobra sekcja rytmiczna. Ponieważ jestem fanem głównie zagranicznych zespołów nie do końca pasuje mi wokal (jego barwa i maniera), ale po kilkuminutowym okresie oswajania się z muzyką RF przymykam na to oko. Teksty chyba również nie są najmocniejszą stroną tej grupy ale być może nie znam się, lub muzycy traktują je po prostu jako zabawę słowem, która nie ma żadnych ukrytych przesłań.

Najważniejsze jest to, że Rotofobia jest pierwszym bandem w PL, który czuje muzyczny klimat, który ja czuję. Nie wiem czy inspiracje czerpią z Joy Division, Editors czy Bloc Party ale wiem, że fani tychże kapel odnajdą coś dla siebie w muzyce RF. Ich utwory do wesołych raczej nie należą, ale też nie zanudzają sztuczną depresyjnością a co najważniejsze są dobrze zaaranżowane i zagrane. Chłopaki eksperymentują mocno z elektroniką i nie obce im są wpływy „muzyki klubowej” (cokolwiek by oznaczał ten kretyński termin).

Niestety zespół nie wydał jeszcze oficjalnie żadnego albumu i jak zwykle jest totalnie ignorowany przez wielkie media (za wyjątkiem radiowej „Trójki” i Radio Euro). A szkoda, bo moim skromnym zdaniem, powinni być promowani bardziej niż poznańskie Muchy, które są nudne jak flaki z olejem.

Dokonania artystyczne Rotofobii można śledzić na majspejsie oraz w jutjubuie (polecam wyszukać koncert studyjny w Radio Euro – lepiej niż New Order w BBC;).

A fotka na górze to wokalista/gitarzysta (Sebastian) podczas wspomnianej wcześniej „Veny”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz